Kliknij tutaj --> 🎑 pomoc w formie ryby i wędki
W uboższych regionach Afryki występuje intensywne zjawisko głodu i niedożywienia oraz brakuje dostępu do wody pitnej. W trakcie programów pomocowych możemy mieszkańcom dać przysłowiową ,,rybę" w postaci jedzenia oraz wody - niemniej, sposób ten jest chwilowy, ponieważ produkty do spożycia szybko się rozchodzą, a problem nadal
Tak, w Polsce można łowić ryby na 3 wędki, jednakże istnieją pewne ograniczenia i wymagania, których należy przestrzegać. Wprowadzenie to ma na celu przedstawienie tematu i zasygnalizowanie, że istnieją pewne kwestie, o których warto wiedzieć przed rozpoczęciem łowienia ryb na więcej niż jednej wędce. Techniki łowienia ryb na 3 wędki Czy można łowić ryby na …
Drogi. Kołowrotek Daiwa Bg Spinning jest często uznawany za jedną z najlepszych wędek i kołowrotków na duże ryby dostępnych w 2023 roku. Te kołowrotki są bardzo responsywne z natury i dlatego mogą z łatwością wykryć najmniejszy ruch w wodzie. W ten sposób możesz szybko złapać zdobycz i uniemożliwić jej ucieczkę.
wędki używane w Akcesoria wędkarskie. wędki używane podkarpackie w Sport i Hobby. wędki używane feeder w Wędkarstwo. wędki używane feeder w Wędki. wędki używane karpiowe w Wędkarstwo. Skorzystaj z największego serwisu ogłoszeniowego w Polsce! wędki używane - kupuj lub sprzedawaj jeszcze wygodniej w kategorii Wędkarstwo!
W połowie 2022 roku dałem za nią 46 zł. Wędka teleskopowa Miracle Fish z uchwytem czarnym z pianki typu karpiowego. Wędka powinna mieć także 3,6 cm długości a posiada 3,27 m – brakuje jej jeszcze więcej centymetrów. Jest znacznie sztywniejsza niż poprzednia. Posiada mniejsze ugięcie podczas pracy wędziska na łowisku.
A La Rencontre Du Soleil Zoover. Często w dyskusjach o rozwoju i krajach rozwijających się używa się ogólnego określenia „kraje Południa”. Czy sądzi Pani, że kraje Afryki, Ameryki Południowej i południowej Azji mają rzeczywiście jakiś wspólny mianownik?Południe może nie jest najbardziej precyzyjnym określeniem, ale na pewno kraje, o których mowa, mają dużo wspólnego, ponieważ dzielą podobną historię. Ich obecna sytuacja wyrosła z przeszłości naznaczonej kolonizacją. „Kraje Południa” tak samo w Afryce, jak i w Azji miały problemy związane z uzyskaną niepodległością i uprzemysłowieniem. Teraz podążają różnymi ścieżkami i nie należy spłycać różnic między nimi, jednak na początku drogi rozwoju, czyli w latach 50. dwudziestego wieku, ich sytuacja była bardzo podobna, co w dużym stopniu ukształtowało problemy, z jakimi się dziś Pani o różnych ścieżkach, którymi podążają kraje rozwijające się. Kto Pani zdaniem ustala priorytety rozwojowe dla tych państw?Kwestia wskazywania kierunku jest rzeczywiście złożona. W latach 50. w teorii i w praktyce głównym rozgrywającym było państwo. W późniejszych latach państwa straciły swoją pozycję z powodu neoliberalizmu rozprzestrzeniającego się bez żadnych ograniczeń, Konsensu Waszyngtońskiego i wszystkich tych politycznych i ekonomicznych sposobów na organizowanie gospodarki na poziomie globalnym. Teoria neoliberalizmu zakłada, że to wolny rynek powinien być główną siłą ekonomiczną i stosunkowo łatwo osiągnął on taką pozycję. Okazało się jednak, że ta sytuacja niekoniecznie przynosi dobre rezultaty. Coś musiało się zmienić, ale zgodnie z zasadami neoliberalizmu państwo nie powinno za bardzo ingerować w sprawy gospodarcze. Dlatego pojawiła się na arenie jeszcze inna siła – organizacje międzynarodowe, czyli wysłannicy zewnętrzni, tacy jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy czy Organizacja Narodów Zjednoczonych. Natomiast wewnątrz państw ustalanie priorytetów rozwojowych zostało przekazane organizacjom pozarządowym, co miało czasem dobre, czasem złe międzynarodowe, o których Pani mówi, reprezentują głównie perspektywę Zachodu. Czy zgodzi się Pani z tezą, że udzielana przez dziesięciolecia pomoc rozwojowa była nieskuteczna? Jeśli tak, czy Zachód wyciąga z tego jakieś wnioski?Tak naprawdę nie wiemy, jak bardzo nieskuteczna była ta pomoc. Nie da się ukryć, że była często wykorzystywana jako narzędzie władzy, używano jej, żeby wywierać naciski polityczne, ale mimo wszystko miała też pozytywny wymiar, którego nie można ignorować. Na pewno poprawił się dostęp do opieki medycznej i edukacji. Oczywiście po szeroko zakrojonej pomocy, jaka została udzielona krajom Afryki i Azji, mogliśmy spodziewać się lepszych rezultatów. Być może niepowodzeń było tak dużo, że sukcesy są mało widoczne. Patrząc z innej strony – to też prawda, że spośród krajów rozwijających się najlepiej radzą sobie te, w których pomoc zewnętrzna nie była znacząca. Chiny osiągnęły swoją pozycję bez wsparcia z Zachodu, podobnie jak Indie albo inne kraje południowo-wschodniej Azji – jedyna pomoc płynęła tam ze Stanów Zjednoczonych w latach 50. w ramach zapobiegania komunizmowi, ale później te państwa same stanęły na nogi. Mimo to nie jestem zwolenniczką rezygnowania z pomocy rozwojowej. Należy ją jedynie dobrze ukierunkować. Nie stosować jej jako narzędzia kontroli, ale upewnić się, że trafia do tych, którzy jej w międzynarodowej dyskusji na temat rozwoju pojawia się punkt widzenia krajów, których ta kwestia dotyczy najbardziej? Czy kraje Południa przyjmują wyznaczoną im ścieżkę, czy może mają swoją własną wizję rozwoju?To również ulega zmianie. Od lat 50. do lat 70. ubiegłego wieku głos krajów rozwijających się był jasno określony na arenie międzynarodowej. Działała wtedy Grupa 77, kraje Północy i Południa prowadziły ze sobą dialog i panowała atmosfera nadziei na poprawę sytuacji gospodarczej. Zmianę przyniósł kryzys ekonomiczny końca lat 70., kiedy zobowiązania kredytowe krajów Ameryki Południowej przerosły ich rentowność. Wtedy załamała się pozycja krajów rozwijających się i ich głos stracił swoją wagę. Dzisiaj znowu ich znaczenie rośnie dzięki współpracy państw Południa, znaczeniu Chin, Indii czy Brazylii, które potrafią wywierać naciski na kraje Północy. Jak wygląda dokładnie współpraca między państwami Południa? Brzmi to bardzo w jakiej znajduje się obecnie świat, można nazwać wielobiegunowością, która oznacza, że nie mamy już jednego czy dwóch mocarstw, którymi do tej pory były Stany Zjednoczone i Rosja. W tym momencie mamy liczne „mocarstwa lokalne”, których znaczenie ciągle rośnie – są nimi Chiny, Indie, Republika Południowej Afryki. Świat staje się więc wielobiegunowy i coraz częściej kraje Południa pomagają sobie nawzajem. To ciekawe zjawisko, ale wiążą się z nim również pewne trudności. To, co łączy te społeczności, to ich wspólna przeszłość, podobne doświadczenia, co może ułatwiać prowadzenie rozmów i współpracę gospodarczą. Natomiast tym, co w naszych oczach może wydawać się niebezpieczne, jest to, że nie mają one żadnych politycznych oczekiwań dotyczących pomocy. Przykładem jest obecność Chińczyków w krajach afrykańskich – prowadzą interesy, wcale nie przejmując się tym, czy szanowane są tam prawa człowieka, jak traktuje się pracowników etc. Dlatego może to stanowić się głosy, mówi o tym na przykład Dambisa Moyo, autorka głośnej książki „Dead Aid”, że krajom Afryki najbardziej potrzebne jest uczciwe traktowanie ich jako partnera w interesach i że przykładem takich relacji są właśnie kontakty z Chinami. Czy według Pani obecność chińskich inwestorów w Afryce jest szansą czy zagrożeniem?Rzeczywiście głosy są w tej kwestii podzielone. Ja uważam, że jest to zagrożenie. Oczywiście dzięki takim inwestycjom szeroki strumień pieniędzy napływa do krajów afrykańskich, ale jeśli przyjrzymy się bliżej Demokratycznej Republice Konga albo Mali, wtedy staje się jasne, że jest to zagrożenie. Przywódcy mogą teraz mówić, że budują infrastrukturę, ale przyszłość tej współpracy jest nie do przewidzenia. Umowy są pisane w sposób korzystny dla Chin, nie dla krajów Afryki, nie mówiąc o tym, że wcześniejsze ustalenia często są łamane. Inwestor chce na przykład kupić ziemię i, jak twierdzi, uprawiać zboża na lokalne rynki, ale kiedy dochodzi już do transakcji, wykorzystuje grunt w innym celu i niewiele można wtedy zrobić. Dlatego nie sądzę, żeby interesy z Chinami miały napawać optymizmem. Sytuacja Afryki naprawdę zależy od ustaleń przywódców, a te nie rokują najlepiej, bo liderzy polityczni myślą jedynie o najbliższej przyszłości, nikt nie przewiduje skutków długoterminowych. Podam przykład Mali. Chińczycy są tam wszechobecni i nie są tak wymagający jak ludzie Zachodu. Jedzą, mieszkają, funkcjonują jak Malijczycy. Nawet sprzedają lokalne jedzenie. Z tą różnicą, że sprzedają je całą dobę, nawet kiedy Malijczycy śpią. Są bezwzględną konkurencją. Czy zgodzi się Pani z tezą, że w pewnym sensie kraje rozwijające się są wciąż traktowane jak kolonie silniejszych państw – krajów zachodnich czy Chin?Na pewno pomoc płynąca do krajów rozwijających się nie zawsze jest czysto humanitarna. W większości przypadków w grę wchodzą różne interesy, walka o wpływy i kontrolę rynków. Ale mimo wszystko możemy mówić też o wspólnych celach krajów bogatych i biednych, takich jak rozwiązywanie problemów dotyczących ochrony środowiska czy bezpieczeństwa międzynarodowego. To leży w interesie każdego państwa, żebyśmy sobie wspólnie radzili z takimi problemami globalnymi. Poza celami wspólnymi istnieją też oczywiście interesy partykularne państw wysyłających pomoc do krajów rozwijających się, ale nie znaczy to, że skoro ktoś na tym korzysta, to ta pomoc musi zostać automatycznie przyjrzeć się temu bliżej. Pomoc rozwojowa jest też interesem. Kto czerpie największe korzyści z relacji zależności krajów rozwijających się od ogromnych pożyczek płynących z Zachodu?W tym momencie zdecydowanie nie są to kraje Południa, ponieważ pieniądze powracają do państw, które pożyczek udzielają. Niektórzy nazywają to zjawisko mianem przemysłu pomocowego. Nie musi to być złe, o ile pozostają zachowane właściwe proporcje między korzyściami, jakie obie strony czerpią z tej czy napływ pieniędzy z Zachodu nie hamuje rozwoju lokalnej przedsiębiorczości? Wspomniana już Dambisa Moyo pisze, że środki, które trafiają z zagranicy do klasy rządzącej w krajach afrykańskich, są poważnym wrogiem sektora pewnym sensie to prawda, bo kiedy kraje biedniejsze otrzymują dużo pomocy na przykład w formie taniej żywności, jej produkcja na miejscu może stać się nieopłacalna. Ale niekoniecznie musi to być pomoc płynąca z krajów rozwiniętych. W Senegalu czy Mali cena ryżu importowanego z Chin lub innych krajów południowej Azji jest o wiele niższa niż cena zbóż uprawianych na miejscu. Nie dotyczy to jedynie roślin, ale też na przykład hodowli drobiu. W rezultacie tamtejsi rolnicy przestają produkować żywność. Co ciekawe, bardzo podobne motywy kierowały Stanami Zjednoczonymi, które w latach 50. pod wpływem nacisków ze strony producentów kukurydzy, zaczęły wysyłać ją w ramach pomocy humanitarnej. Po prostu nie wiadomo było, co zrobić z nadmiarem tego zboża. Traktowanie krajów rozwijających się jako łatwego rynku zbytu bez liczenia się ze szkodliwymi konsekwencjami, jakie tego typu wymiana niesie dla ich gospodarki, doprowadziło do nasilenia głosów nawołujących do zawieszenia tak rozumianej pomocy. Dochodzimy w ten sposób do ciekawej sytuacji, w której dwie grupy posługujące się różnymi argumentami przedstawiają te same wnioski. Z jednej strony neoliberałowie nawołują, żeby pozwolić wolnemu rynkowi na samorzutną regulację sytuacji gospodarczej. Z drugiej – mamy myślicieli nurtu postdewelopmentalizmu, którzy również twierdzą, że należy porzucić kontrolę nad rynkiem. W ich oczach jest ona wyrazem hegemonii bogatych państw Północy i narzuconego niepotrzebnie innym krajom zachodniego punktu widzenia. Czyli dwie zupełnie różne perspektywy prowadzą do podobnych zaleceń w kwestii pomocy można zatem powiedzieć, że istnieje jakiś rodzaj konsensu w tej sprawie?W tych dwóch grupach – tak. Ale to też może się zmienić, szczególnie w obozie neoliberalnym, w którym jakiś czas temu zaczęto zajmować się kwestiami bezpieczeństwa. Państwo według przedstawicieli tego nurtu powinno kontrolować migracje ludności i starać się niwelować w jakiś sposób zagrożenia płynące z braku stabilności na arenie międzynarodowej. To oznacza, że poglądy neoliberałów na rolę państwa powoli się zmieniają. Nie da się tego zauważyć w obozie postdewelopmentalistów, którzy cały czas widzą ingerencję państw Zachodu jako błąd. Ich wizja jest bardzo jednostronna – problemu nie stanowią biedni, lecz takim razie, jak rozumie Pani rolę państw Zachodu – Stanów Zjednoczonych i Europy?Zachód, tak samo jak Południe, nie jest monolitem. Każdy kraj ma inny potencjał. Niestety niewiele się dzieje na poziomie państwowym, ale za to powstaje dużo organizacji pozarządowych i fundacji, które potrafią niekiedy zdziałać dużo dobrego. Jednym z bardziej znanych przykładów jest Fundacja Billa i Melindy Gatesów i jej ogromny wkład w programy ochrony i promocji zdrowia. Jak w tym kontekście należy oceniać wpływ globalizacji na kraje rozwijające się?Widzimy, że w zglobalizowanym świecie najłatwiej się wzbogacić bogatym, najprościej wzmocnić swoją pozycję silnym. Dlatego różnice się pogłębiają. Kraje rozwijające się nie wybrały tego scenariusza, nie brały udziału w kształtowaniu globalnego świata. Przy takim układzie sił, kiedy otwierają się granice, kraje biedne mają bardzo słabą pozycję i łatwo popadają w zadłużenie. Model świata zglobalizowanego został im narzucony. W teorii globalizacja nie jest ani dobra, ani zła. W praktyce zwiększa ona bogactwo krajów, ale jednocześnie pogłębia nierówności ekonomiczne. Nie chodzi tu jedynie o nierówności między państwami Południa i Zachodu. Bardzo podobne procesy możemy zauważyć wewnątrz naszych społeczeństw. Globalizacja daje wielkie szanse, ale trzeba pamiętać, że najwięcej zyskują kraje rozwijające się mają szansę dołączyć do tego systemu globalnego i funkcjonować w nim na równych prawach z innymi?Niektórym już się to udało. Nie sądzę, żeby było możliwe zamykanie granic i izolowanie pewnych krajów od procesów globalizacyjnych, jakie zachodzą. Tego nie da się zrobić. Pozostaje jednak problem pozycji państwa, która na obszarach rozwijających się jest bardzo słaba. Tam, gdzie państwowość jest dobrze ukształtowana i utrwalona, na przykład w krajach europejskich, procesy globalizacyjne nie są takim zagrożeniem. Ale w krajach rozwijających się powoduje ona wiele problemów. Chodzi tu głównie o sektor prywatny i prywatyzację. W środkowej Azji, w krajach byłego Związku Radzieckiego, kiedy przedsiębiorstwa są prywatyzowane, politycy sprzedają je swoim znajomym i rodzinom, wzrasta korupcja i tylko pewne grupy mają szansę skorzystać na tych zmianach. Natomiast większość społeczeństwa w tych krajach, a często jest to ludność wiejska, nie ma możliwości wzbogacić się w podobnym tempie, przez co rozwarstwienie się pogłębia. Dlatego należy pamiętać, że silna państwowość jest jednym z ważniejszych mechanizmów mogących ochronić daną społeczność przed szkodliwymi skutkami wykłady w Polsce są częścią projektu Polskiej Akcji Humanitarnej „Wiedza prowadzi do zmian!”. Jest on odpowiedzią na przejawy kryzysu zaangażowania, który nastąpił po fali aktywności na polu ekologii, pomocy humanitarnej i zwykłego zainteresowania wyzwaniami globalnymi. Czy to rzeczywiście brak wiedzy jest problemem?Zjawisko, o którym mowa, ma nawet swoją nazwę w języku angielskim: „donor fatigue”. Darczyńcy zaczynają czuć się po prostu jak dojne krowy, od których wymaga się ciągłej wydajności, a działalność organizacji pomocowych nie zawsze spełnia w oczach opinii publicznej standardy przejrzystości. Dlatego właśnie tak ważna jest konkretna wiedza na temat potrzeb różnych regionów, możliwych rozwiązań i działania organizacji pozarządowych. Tylko wiedza może doprowadzić do tego, że pomoc będzie skuteczna i dobrze ukierunkowana, co, jak wiemy, nie zawsze jest łatwe do NAHAVANDI, prof. nauk społecznych, dyrektor Centrum Studiów nad Współpracą Międzynarodową i Rozwojem Université Libre w Brukseli.
ODPOWIEDZIALNI ZA WDRAŻANIE PROGRAMU OPERACYJNEGO POMOC ŻYWNOŚCIOWA 2014-2020 (PODPROGRAM 2015) W W NASZYM REGIONIE: BANKI ŻYWNOŚCI:– Bank Żywności w OpoluODDZIAŁY OKRĘGOWE PKPS:– Zarząd Okręgowy PKPS OpoleODDZIAŁY OKRĘGOWE PCK:– Opolski Oddział Okręgowy PCKORGANIZACJE PARTNERSKIE LOKALNE, lokalne stowarzyszenia i fundacje– oddziały rejonowe PKPS/PCK(kontakt za pośrednictwem organizacji partnerskich regionalnych) Udzielanie pomocy osobom potrzebującym polega przede wszystkim na udostępnianiu żywności w formie paczek oraz gotowych posiłków. Poza pomocą materialną oferowane są także działania towarzyszące. O nich opowiada nam dyrektor Banku Żywności w Krakowie Beata Ciepła. – Pracuje Pani przy programie od samego początku. Jak się rozwijał i dojrzewał w polskiej rzeczywistości? – Wdrażaliśmy europejskie programy pomocowe od 2003 roku, czyli jeszcze przed wstąpieniem do wspólnoty. Rok później byliśmy jedynym krajem z całej dziesiątki, który w momencie wejścia do Unii od razu ruszył z programem. W poprzedniej edycji trwającej do 2013 roku wypracowaliśmy bardzo dobre mechanizmy współpracy z administracją rządową i samorządową, a także z organizacjami pozarządowymi. W regionie małopolskim zaczynaliśmy od obrotów 200 ton rocznie. Dzisiaj przez nasze magazyny przechodzi co roku 7 tys. ton żywności przeznaczonej dla osób najbardziej potrzebujących. – W nowej edycji Programu Operacyjnego Pomoc Żywnościowa 2014–2020 nastąpiły znaczące zmiany. W nowej formule poza pomocą rzeczową kierujecie do potrzebujących cały szereg działań wspierających. – W każdym państwie europejskim jest pewna dowolność wyboru, co wchodzi w skład programu. Na podstawie dobrych praktyk ostatnich dziesięciu lat kontynuujemy pomoc żywnościową, wzbogacając ją o dodatkowe elementy edukacyjne. Cały ten mechanizm funkcjonuje w ramach funduszy spójności – celem jest włączenie społeczne. Wykorzystujemy możliwości, jakie daje bezpośredni kontakt z osobami potrzebującymi podczas rozdawania żywności. Wyciągamy rękę z rybą, ale w drugiej trzymamy też wędkę. Marzy nam się, że moment otrzymania paczki lub posiłku będzie pierwszym krokiem do reintegracji społecznej, do zmiany swojego życia – Jak wyglądają szczegóły tych działań? – Zaczynamy od podstaw. Sami musimy się wiele nauczyć, ale także przekonać podopiecznych do uczestnictwa, w czymś więcej niż tylko odbiór paczki żywnościowej. W roku 2015 skupiliśmy się na działaniach wokół edukacji żywieniowej, dietetycznej oraz ekonomicznej. Ekonomia łączy się z gospodarowaniem żywnością. Badania pokazują, że największe marnotrawstwo żywności jest w gospodarstwach domowych. Wyrzucamy jedzenie. Organizacje partnerskie zgłaszają, że rodziny otrzymujące paczki czasami nie mają podstawowej wiedzy, jak prowadzić gospodarstwo domowe, jak korzystać z otrzymanych produktów. Chcemy pokazywać, jak mądrze, smacznie, a jednocześnie tanio gotować. To są więc jak widać małe kroki, ale wyraźnie pokazują, że idea tego rodzaju wsparcia ma wielki sens. – Czy nowa forma pomocy cieszy się zainteresowaniem podopiecznych? – Zainteresowanie jest różne. Bywa niełatwo, ale wieści o nowościach rozchodzą się. Czasem na pierwszy dzień warsztatów trudno zebrać grupę, a drugiego dnia nie można pomieścić uczestników, bo ludzie wzajemnie zachęcają się do udziału. Podoba się im. Działamy od niedawna. Zdecydowanie jednak jest to temat rozwojowy. Po rozpoznaniu terenu ruszamy pełną parą. Chcemypodnosić na duchu, integrować, otwierać, utwierdzać tych wszystkich ludzi w ich w poczuciu wartości. Próbujemy trafiać do wszystkich grup, dobierając formę wsparcia do ich potrzeb. Organizacje partnerskie kierują inne działania np. do osób bezdomnych: jadłodajnie, noclegownie, ogrzewalnie w zimie, łaźnie, prysznice, pralnie odzieży. DZIAŁANIA TOWARZYSZĄCE W PRAKTYCE Mówi prezes Federacji Polskich Banków Żywności Marek Borowski: Wsparciem w formie działań dodatkowych chcielibyśmy objąć w Polsce 10 proc. podopiecznych korzystających z pomocy żywnościowej. W skali kraju jest to 60 tys. osób. Działania towarzyszące to cztery rodzaje warsztatów: kulinarne, żywieniowo-dietetyczne, edukacja ekonomiczna i niemarnowanie żywności. Dzięki nim osoby potrzebujące nabywają nowe kompetencje i umiejętności w zakresie prowadzenia gospodarstwa domowego. Uczestnictwo w warsztatach ma im pomóc usamodzielnić się, nawiązać nowe relacje z otoczeniem, nauczyć współpracy i zainteresować nowymi formami pomocy realizowanymi przez różne lokalne instytucje. Na przykład zdobywają wiedzę, w jaki sposób kupować produkty dobre dla zdrowia, a jednocześnie takie, które niewiele kosztują, sezonowe. Następnie uczą się, jak je przyrządzić, ugotować, wykorzystując jak najmniej energii i nie tracąc wartości odżywczych. Uczą się też, jak nie marnować jedzenia, jak je odpowiednio przechowywać w lodówce, zamrażać i jak wykorzystać resztki żywności do przygotowania nowych dań. Dietetycy podczas zajęć pokazują, w jaki sposób za pomocą przypraw można smacznie i na wiele sposobów przygotować otrzymane produkty. Ważne jest też kształtowanie prawidłowych postaw konsumenckich. Trenerzy uczą, jak rozpoznawać sztuczki marketingowe i nie dać się zmanipulować. Jak racjonalnie robić zakupy, analizować oferty sprzedażowe, np. pożyczek, i nie popaść w długi. Agencja Rynku Rolnego zaprasza na bezpłatne seminarium na temat Programu Operacyjnego Pomoc Żywnościowa 2014-2020 (PO PŻ), które odbędzie się w Hotelu Silver, Rondo Hermana Hakena, 70-001 Szczecin dn. 18-12-2015 r. w godz. 10:00-13:30. Zainteresowanych prosimy o zgłoszenia:telefonicznie: 534 302 902, 534 060 176, 534 301 799, na adres e-mail: arr@ 12 333 77 62stronę internetową: Oferta > Agencja Rynku Rolnego (link bezpośredni: zapraszamy!
Ewkuś:) zapytał(a) o 16:20 Metoda wędki i ryby co to? Na czym polegają metody pomocy typu "wędka" i typu "ryba"? 2 oceny | na tak 100% 2 0 Odpowiedz Odpowiedzi The Matrix odpowiedział(a) o 16:23 Na tym samym co marchewki i kija. 0 0 Uważasz, że ktoś się myli? lub
Zachęcamy do zapoznania się ciekawym artykułem opublikowanym przez miesięcznik Znak, podejmującym zagadnienie, jak pomagać, by nasza pomoc była skuteczna, przedstawiającym problem z perspektywy globalnej. Choć jak pokazuje praktyka, problemy, które dziś nazywamy „globalnymi”, mogą pojawiać się także w naszym lokalnym środowisku. Link do artykułu Artykuł jest fragmentem wystąpienia Dambisy Moyo, autorki głośnej książki „Dead Aid: Why Aid Is Not Working and How There is Another Way for Africa” (tłumaczenie redakcji: „Zabójcza pomoc: dlaczego nie działa i czy jest inna droga dla Afryki”), na forum nowojorskiej Carnegie Council for Ethics in International Affairs i podejmuje bardzo ważną tematykę o tym jak pomagać, aby nasza pomoc była efektywna, odwołując się do słynnego dylematu “ryba czy wędka”. Niech nie zmyli nas z pozoru odległy na mapie obszar Południa, rzecz dotyczy jakże aktualnego z naszego polskiego podwórka zagadnienie, czy efektywniejsze będzie wręczenie pieniędzy potrzebującemu, czy raczej zachęcenie do pracy, stworzenie programów prac interwencyjnych, szkoleń, staży oraz czy możliwy jest konsensus między tymi metodami pomocy? Autorka jest też zgodna, że w sytuacjach kryzysowych, należy w pierwszej kolejności skupić się na pomocy doraźnej, jednak nie wolno na tym tylko spocząć. Jedną z takich sytuacji kryzysowych był stan wojenny w Polsce, a "Paczki Solidarności" pomogły wielu milionom Polaków przetrwać ten trudny okres. Jednakże po przemianach roku 1989 w okresie transformacji gospodarczo-społecznej, pomoc Zachodu nie polegała już na przesyłaniu do Polski towarów czy pieniędzy (jak ma to obecnie miejsce niemal we wszystkich państwach Afryki), a na tworzeniu preferencyjnych warunków wymiany handlowej dla Polski, obniżki ceł, zagranicznych inwestycjach, pomocy zagranicznych ekspertów. Celowo polecamy artykuł z „sekcji globalnej”, gdyż kiedy w 1980 r. całą Polskę obiegła fala strajków robotniczych, nikt nie spodziewał się, że powołany do życia na mocy Porozumień sierpniowych ogólnopolski Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność” odegra tak ważną rolę w najnowszej historii Polski i świata, przyczyniając się do upadku Żelaznej Kurtyny. Mało kto w sierpniu 1980 r. miał śmiałość myśleć o Solidarności w perspektywie nie tylko lokalnej, ale i globalnej. Tymczasem ogromna mobilizacja społeczeństwa okazała się skuteczniejsza niż szumne zapowiedzi polityków, zresztą nie pierwszy raz w historii. Dziś jednym z najczęściej przywoływanych haseł, które definiuje specyfikę współczesnej pomocy i działalności społecznej jest “Myśl globalnie, działaj lokalnie”. Każda inicjatywa podejmowana lokalnie ma także wpływ na potrzeby globalne. Coraz częściej zdarza się również, że potrzeby, z którymi spotykamy się w środowisku lokalnym są tymi samymi, którym staramy się zaradzić w skali globalnej, tyle że w skali mikro. Podsumowując więc, warto zastanowić się, jak mamy pomagać w naszym środowisku lokalnym, biorąc pod uwagę doświadczenia państw Afryki.
Na rynku pracy pojawił się nowy trend. Przedsiębiorcy nie tylko chcą zatrudniać Ukraińców, ale także ułatwiają im znalezienie pracy. W niektórych przypadkach uchodźcy są wyposażani w narzędzia potrzebne do wykonywania zawodu. Poszukiwane są dla nich zlecenia. Są również szkoleni w kwestii prowadzenia legalnej działalności. Jak przekonują znawcy tematu, to są dobre działania, które do tej pory nie były praktykowane w Polsce. Napływ pracowników z Ukrainy jest korzystny dla wielu branż. W gronie uchodźców są lekarze, pielęgniarki, informatycy czy inżynierowie. Jednak, zdaniem ekspertów, oprócz powyższego, konieczne jest systemowe wsparcie państwa. Należy skupić się na uzupełnianiu kwalifikacji Ukraińców i nauce języka. Nasza gospodarka przez to długofalowo może odnosić wymierne korzyści. Wędka zamiast ryby Ostatnio w Polsce pojawił się ciekawy i nowy trend. Część pracodawców nie tylko już zatrudnia Ukraińców, ale też zdecydowanie ułatwia im wejście na nasz rynek pracy. Przykładem jest platforma zbiórkowa Do niej po pomoc zgłosiło się kilkanaście osób będących wyuczonymi masażystami i fizjoterapeutami. Prosili o zorganizowanie zbiórek finansowych, ale przedsiębiorca miał na to inny pomysł. Finalnie zostali wyposażeni kompleksowo w narzędzia do wykonywania wyuczonego zawodu. Ponadto firma wspomogła ich w nauce języka polskiego oraz w organizowaniu realnych zleceń poprzez zaprojektowanie materiałów promocyjnych, umieszczanie atrakcyjnych ogłoszeń w sieciach społecznościowych i na najpopularniejszych portalach aukcyjnych. Zamiast tradycyjnych zbiórek postanowiliśmy im pomóc w inny sposób. Wyszliśmy z założenia, że zamiast rozdawać przysłowiowe ryby, lepiej dać wędki. I już w ciągu kilku następnych dni te osoby zaczęły przyjmować zlecenia oraz realnie wchodzić na nasz rynek pracy ze swoim wyuczonym na Ukrainie zawodem. Obecnie, po blisko kilku tygodniach obserwacji, widzimy, że radzą sobie u nas coraz lepiej. Praktycznie codzienny grafik zleceń mają wypełniony od rana do wieczora, a klienci polecają ich sobie nawzajem. Co ciekawe, widzimy na rynku już naśladowców tego pomysłu, co nas niezmiernie cieszy – mówi Maciej Kamiński, prezes platformy zbiórkowej Zobacz także Raport: Kobiety na rynku pracy 2022. Aż 53% z nich doświadcza przeszkód w karierze z powodu macierzyństwa Ukrainki - rośnie nowa siła śląskiej gospodarki. Mnożą się oferty pracy dla uchodźców Śruby z Żywca docenione w Chinach. Firma ze Śląska zaopatruje azjatycką szybką kolej Ponadto przedsiębiorca zorganizował im serię szkoleń nt. prowadzenia legalnej działalności na naszym rynku. Poinformował ich o obowiązkach podatkowych i składkowych wobec ZUS-u. Od tego momentu uchodźcy dopytują o poszczególne formalności, bo nie chcą żyć tylko z zasiłków, a głównie z własnej pracy. Do tego zamierzają u nas rozwijać się zawodowo i społecznie. Jest to bardzo dobry przykład tego, jak przedsiębiorcy zastępują rząd. To oni organizują kursy i szkolenia, a działy kadr doradzają w obszarze obowiązków podatkowych, składkowych oraz administracyjnych, czyli tych najtrudniejszych dla uchodźców. Pracodawcy w dużej mierze przyjęli na siebie także ciężar realizowania nauki języka, a nawet zapewnienia miejsc do mieszkania czy wyżywienia. Jednak wymaga to systemowego wsparcia i koordynacji działań przez państwo – komentuje dr Antoni Kolek, prezes Instytutu Emerytalnego i ekspert Pracodawców RP. Jak podkreśla Katarzyna Lorenc, ekspert BCC ds. rynku pracy, oprócz tego cieszą proaktywne postawy pracowników, ale również pracodawców z Ukrainy, którzy przenoszą do nas swoje biznesy. W ten sposób powstają nowe miejsca zatrudnienia dla wszystkich, także dla Polaków. Najgorsze, co mogłoby się zdarzyć, to sytuacja, w której uchodźcy dołączą do grona bezrobotnych. Duży potencjał Ukraińcy w Polsce wcale nie muszą być postrzegani w kategoriach ludzi, którzy przyjechali tylko po świadczenia socjalne. Ostatnio coraz częściej słyszymy taką narrację od Polaków. Tymczasem uchodźcy wręcz rwą się do pracy, szukają dodatkowych możliwości i zajęć zarobkowych. Nie chcą żyć z zasiłków – przekonuje prezes Kamiński. Z kolei Jeremi Mordasewicz, doradca zarządu Konfederacji Lewiatan, zaznacza, że mamy jeden z najniższych wskaźników bezrobocia w UE. Decyduje o tym szybkie starzenie się naszego społeczeństwa. W efekcie na rynek pracy wchodzi rocznie o 100 tys. mniej ludzi niż przechodzi na emeryturę. Przed wybuchem wojny ww. lukę częściowo wypełniali Ukraińcy. Zazwyczaj podejmowali prace, które nie cieszyły się zbytnim zainteresowaniem Polaków. Teraz też tak może być, choć dotarły do nas głównie kobiety z dziećmi, a wyjechało sporo mężczyzn, kierowców i pracowników budowlanych. Co roku brakuje nam minimum 250 tys. osób do pracy tylko z uwagi na niż demograficzny. Bez pracowników z Ukrainy dotychczasowe wzrosty gospodarcze byłyby niemożliwe. Ich pojawienie się to błogosławieństwo dla wielu branż. Podobnie jak wcześniej, Ukraińcy uzupełnią te miejsca, w których brakuje polskich pracowników – dodaje Katarzyna Lorenc. Jak przekonuje dr Kolek, napływ uchodźców może spowodować, że pracodawcy znajdą potrzebnych pracowników, zwłaszcza w gastronomii, hotelarstwie czy prostych usługach, np. we fryzjerstwie. Ekspert dodaje, że wśród uchodźców są także lekarze, pielęgniarki, informatycy czy inżynierowie. Takie osoby są niezwykle potrzebne do rozwoju przedsiębiorstw i mogą uzupełnić zespoły pracowników. To wcale nie musi oznaczać rezygnacji z dotychczasowego personelu. Ukraińcy mogą uzupełnić kompetencje, których dotychczas brakowało. Są takie sektory, w których jesteśmy w stanie wchłonąć ogromną liczbę pracowników, przede wszystkim w medycynie, bo mamy mało lekarzy i pielęgniarek. W związku z tym bardzo dobrze, że ułatwia się im w tej chwili podejmowanie pracy, tym bardziej że przybywa pacjentów, bo uchodźcy też potrzebują opieki zdrowotnej – mówi ekspert z Konfederacji Lewiatan. Konieczne wsparcie Ale oczywiście nie jest tak kolorowo. Maciej Kamiński zwraca uwagę na największe utrudnienia dla Ukraińców. Często zderzają się oni z naszą administracją i nie wiedzą, co mają dalej zrobić. Zdaniem prezesa platformy zbiórkowej nasz rząd powinien organizować dla nich szkolenia czy warsztaty nt. zakładania własnych firm. To byłoby znacznym ułatwieniem dla tych osób. Absolutnie konieczne jest systemowe wsparcie państwa, a dotychczas go nie widać. Urzędy pracy już powinny skupić się na uzupełnianiu kwalifikacji uchodźców na potrzeby kadry zawodów deficytowych. Może się to odbywać poprzez realizację oferty kursów i szkoleń przygotowanych dla Ukraińców. Natomiast dzięki współpracy z agencjami zatrudnienia i pracy tymczasowej można wspierać bezrobotnych w wejściu na rynek pracy – mówi ekspert Pracodawców RP. Według Jeremiego Mordasewicza, część środków z Funduszu Pracy powinna trafić na aktywizację zawodową Ukraińców, żeby oni byli produktywni na naszym rynku. Ważna więc jest nauka języka polskiego. Jak zauważa ekspert, sporo uchodźców gromadzi się w woj. lubelskim i podkarpackim. Natomiast musi być większy ruch na zachód kraju, bo przygraniczne tereny nie wytrzymają takiego napływu ludności. Możemy lepiej przygotować Ukraińców do realiów naszego rynku pracy. Po pierwsze, należy pomóc im w pisaniu CV po polsku oraz wskazać popularne portale i miejsca z ogłoszeniami o pracę, które mają już oferty po ukraińsku. Po drugie, warto wesprzeć ich w nauce języka w codziennych rozmowach, o pracy. Po trzecie, potrzebne jest rekomendowanie osób pracodawcom, jeśli mogą uzupełnić braki kadrowe w danych firmach – dodaje Katarzyna Lorenc. Prezes platformy zbiórkowej mówi, że cieszy go fakt, iż w krótkim czasie udało się wprowadzić na rynek pracy kilkanaście osób, chociaż z punktu widzenia całej gospodarki to ledwie mała kropla w morzu ogromnych potrzeb. Ale mimo wszystko warto zachęcać przedsiębiorców do tego typu pomocy. I jak zapowiada Maciej Kamiński, firma na pewno na tym nie poprzestanie, bo widzi w tym duży sens, nie tylko gospodarczy, ale też społeczny. Nasz rynek pracy może odnieść korzyści z napływu Ukraińców. Polscy pracownicy nie powinni się tego obawiać, bo podobne sytuacje miały miejsce w wielu innych państwach. I nic niepokojącego się tam nie wydarzyło. Uchodźcy nie będą zabierać pracy, ponieważ na początek zajmują zazwyczaj niższe szczeble drabiny zawodowej - zapewniają eksperci. Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami Użytkowników portalu. Redakcja portalu nie ponosi odpowiedzialności za ich treść.
pomoc w formie ryby i wędki